Miało być pogodnie, łatwo i przyjemnie... i było.
Pogoda dopisała. Ciemne chmury mogliśmy jedynie pooglądać patrząc na wschód, nad nami nieprzerwanie świeciło słońce.
Na starcie stwaiła się mocna ekipa zapowiedzianych i niezapowiedzianych uczestników:
Kasia
Aneta
Bartek
Adam K.
leszek
Pieter
Wojtino
Davis
Hardy
Qba84
Adi
sldtwa
Żwawo na Rogóźno, na Gubiny, nad jezioro Kuchnia, Małe Czarne, Czarne Dolne... i już byliśmy w Kisielicach.
Po drodze gumy złapali Adam i Pieter, ale nie zepsuło nam to radości rowerowania.
Chłopaki z OSP w Kisielicach oczywiście stanęli na wysokości zadania. Profesjonalnie przygotowane ognisko, napoje gorące i zimne, przyprawy... wszystko, co potrzebne do biesiadowania.
Specjalnie dla nas wytoczyli na plac najnowszy nabytek:
bojowy MAN z pełnym wyposażeniem, wart
890 tysięcy, który do woli mogliśmy oglądać, próbować, sprawdzać, włazić w każdy zakątek, łącznie z dachem...
jednym słowem każdy mógł spełnić swoje dziecięce marzenie o byciu strażakiem ("Jak Wojtek został strażakiem").
Największą ciekawość wykazały jednak "nasze strażaczki"
Kasia i Aneta, które wlazły w każdy kącik i zajrzały w każdą dziurę
Dzięki wszystkim goszczącym nas dziś strażakom oraz komendantowi Bogdanowi. Do zobaczenia wiosną.
Najedzeni, napojeni i pełni wrażeń ruszyliśmy w kierunku domu.
Goryń - Krzywka - Święte - Łasin -Słupski Młyn.
Tu następuje drobna zmiana trasy. Na usilne prośby uczestników, Kierownik decyduje się na efektowny podjazd do Orla
Rezerwatem Dolnej Osy. Piękny, tajemniczy bukowy las.
W Orlu złaknieni eksploracji uczestnicy chcą zapuścić się w kolejne bezdroża.
Tu jednak napotykają na zdecydowany opór Kierownika, który przypomina:
"miała być delikatna setka, z niewielkim udziałem szutrów i leśnych duktów" i będzie.
Widziałem oczywiście zawiedzione spojrzenia Davisa, Kasi, Adiego, Bartka, ale nie uległem
Szybko do Annowa i Nicwałdu.
Tu niektóry postanowili polecieć w kierunku domu przez Pokrzywno, reszta zafundowała sobie super zlot z Wielkich Lnisk i.... zameldowała się w komplecie pod domem naszej dzisiejszej solenizantki
Danki, która jak pamiętacie zapraszała usilnie "na urodzinowy toast".
Od dziś Danka już wie, że z nami żartów nie ma...
Wparowaliśmy w pełnym składzie na jej urodzinowe przyjęcie
Po spełnieniu toastów wszyscy cali i zdrowi wrócili do domów.
Było dokładnie tak, jak miało być: pogodnie, łatwo i wesoło. Wszyscy ze swoimi "delikatnymi setkami" mogą oddać się leniwemu weekendowaniu.
Dzięki wszystkim i do następnego.
Dzięki również
Matołkowi , któremu obowiązki nie pozwoliły na wyjazd z nami, ale który dowiódł swojej determinacji jadąc nam na spotkanie. Niestety minęliśmy się gdzieś pechowo, ale dzięki temu
Matołek przejechał całą naszą trasę, tyle, że w przeciwnym kierunku
Davis! Wielka prośba o udostępnienie serwisu fotograficznego. Zmajstruj jakąś galeryjkę
Dzięki.