Dzień dziewiąty - 21 lipca 2015
Hej, Mazury jak wy cudne...
Cudne, ale nie wszędzie.
Ruszam z
Gołdapi leniwie. Jeszcze zakupy, jeszcze poszukać Informacji Turystycznej, bo może mają ciekawe mapy.
No i jeszcze wejść na wieżę widokową. Idę na wieżę i nie żałuję wydanych na to całych 10 zł. Wieża widokowa w Gołdapi to dawna wieża ciśnień. Piękna, z czerwonej ceramicznej cegły, z kopulastym dachem. Kupił ją jakiś bogaty miłośnik tego typu budowli i zrobił z niej cacko. W środku siedem kondygnacji, muzeum, czyli różne staroście, w tym stare fotografie, które tak lubię (rodzinne, stare przedwojenne zdjęcia Gołdapi), wszystko pięknie wyeksponowane, klimatyczna kawiarnia. Z wysokości 46 metrów jest fantastyczny widok na Mazury. Wieża zrobiła na mnie duże wrażenie. I pomyślałam, że miała dużo szczęścia. Tego szczęścia brakuje wieży w Gliwicach, innej, ale równie pięknej. Fantastyczne pomysły kolejnych właścicieli na to, co z nią zrobić kończą się tym, że budowla jest w coraz gorszym stanie. Ale to inna historia:)
Jadę przez Skocze, Juchnajcie, Rogale do
Bani Mazurskich asfaltami w typie bocznych asfaltow warmińsko mazurskich, czyli drogami gdzie dziura na dziurze, łata na łacie i mam przegląd mas bitumicznych, z których taką łatę można zrobić. W Baniach w cieniu kościoła (bo mocno grzeje) krótki odpoczynek - batonik, cola, czyli posiłek regeneracyjny, rzut okiem na mapę, bo czas zacząć zjeżdżać w dół, jeśli chcę dotrzeć tego dnia w okolice Mikołajek.
Jadę na Kruklanki ciesząc się mazurskimi widokami i wypatrując starego - starych domów, starych budynków. Czasem udaje się wypatrzeć perełke. W
Jakunowku jest piękny dom z czerwonej cegly zbudowany w 1920. Dom niszczeje i zarasta krzakami. Gdybym była bogata...To pewie nie umialabym zdecydować się, który stary dom, starą stacyjke, stary młyn kupić i uratować.
Hej, Mazury, jak wy cudne...
Ale nie wszędzie jest cudnie. Z Kruklanek jadę do Giżycka. Droga na Pieczonki spokojna, słoneczko przygrzewa, mijam miejscowość Zielony Gaj i z pieśnią "W zielonyrm gaju, ptaszki śpiewają.?" na ustach wjeżdżam....na krajową 63.
Czar Mazur prysł, musze skupić się na przeżyciu wśród aut pędzących z prędkościami ponaddźwiękowymi. No i dlaczego ja tu jestem...Przecież boczne drogi miały mnie zaprowadzić do samego Giżycka...
No tak, kilka kilometrów temu był rozjazd i drogowskazy Sulimy i Giżycko. Bez namysłu i spojrzenia na mape wybrałam Giżycko, bo przecież tam chce jechać. A rowerzysta jednak nie zawsze powinien ufać drogowskazom stworzonym dla tych, co jeżdżą pojazdami na czterech kołach.
W
Giżycku tłumy ludzi, w Giżycku ciasno i duszno. Wieży widokowej podobnej do tej w Gołdapi postanawiam jednak nie szukać, choć widoki z wysokości 40 metrów na te wszystkie jeziora porozrzucane wokół miasta muszą być fantastyczne, rzut okiem na
twierdzę Boyen, skoro już mnie tu drogi zaprowadziły, rzut okiem na Niegocin i uciekam z Giżycka tam, gdzie Mazury cudne, bo ciche, spokojne.
Jadę do Mikołajek. Cudne Mazury, choć z pewnością nie te najcudowniejsze, widziałam z drogi numer 643 długo biegnącej brzegiem jezior Niegocin, Boczne, Jagodne. A w Szymonce, gdzie droga zamienia się w bajeczny zielony lipowy tunel tak te lipy pachniały...
Dojedżam do krajowej 16 i znów mnie krajowa skutecznie leczy z wszelkiego zachwycania się. Wieczór, ruch nie taki wielki, ale droga nudna, dłużąca sie niemiłosiernie, choć mam jej do przejechania tylko kilkanaście kilometrow i biegnąca przez wyjątkowo brzydkie okolice. To też Mazury?
Do tego jeszcze wyszła wielka ciemna chmura, zaczyna kropić deszcz. Robi się nieprzyjemnie.
Do Mikojajek dotarłam o zmierzchu. Przejazd przez miasto i jade dalej. Jeszcze kilka kilometrow. W
Zełwągach czekają na mnie Iza i Jacek, u nich nocuje. A potem było ognisko, kiełbaski i piwko i niebo gwiaździste, czli miły wieczor z fajnymi ludźmi tam, gdzie Mazury cudne.
I tak zapadł wieczór i zaświtał poranek - dzień dziewiąty:)