1. To, że jazda pod wpływem na rowerze była przestępstwem piętnowano już dawno. Do tej pory w więzieniach siedzi mnóstwo ludzi, którzy wypiwszy kilka piwek pod wiejskim sklepikiem, wracali przez wieś jedynym dostępnym we wsi i posiadanym przez siebie środkiem transportu.
Jak można poprawić wykrywalność przestępstw - recepta gotowa, wystarczy zaczaić się pod wiejskim sklepikiem...
2. Absolutnie jestem przeciwny, aby jakiekolwiek wykroczenia popełnione na rowerze były przekładane na kierowanie samochodem z kilku powodów:
a) Jadę rowerem, a nie samochodem, a dokumentem uprawniającym mnie do tego jest metryka urodzenia. Mandat zgoda!
A jak po piwku wsiądę na wrotki, to też mi prawko zabiorą? To może jeszcze dla hulajnogi, bo też się ostatnio robią popularne. Wiecie co? Mam lepszy pomysł - zabierajmy pieszym, w końcu też uczestniczą w ruchu drogowym i mogą spowodować wypadek
b) A co z ludźmi, którzy prawa jazdy nie mają a nawet samochodu? Co im zabiorą, rower? A gdzie tu sprawiedliwość, że jednym zabierają, innym nie?
c) Jakie jest przełożenie zagrożenia?
- W samochodzie puszcza kontrola, to ludzie pod wpływem cisną w gaz a reakcje mają spowolnione. Skutków potrącenia kogoś samochodem lub spowodowania wypadku samochodowego nie trzeba chyba tłumaczyć nikomu.
- Jak się napije rowerzysta, to nawet na rower wleźć dobrze nie może a co dopiero dobrze rozpędzić. Ponadto analizując statystyki wypadków choćby z roku 2011 można wyciągnąć wniosek, że żaden pijany rowerzysta nie uszkodził nikogo poza sobą...
3. Kpina i zachęta dla złodziei! Dla niektórych rower za 1000 złotych to złom a dla innych rower za 100 zł to ciężko zapracowany, jedyny sposób na komunikację.
Pozdrawiam